Choć Constantin Brancusi (1876-1957) urodził się w chłopskiej
rodzinie na dalekiej rumuńskiej wsi, w Paryżu stał się jednym z najważniejszych
twórców nowoczesnej rzeźby XX wieku. Według mitu, jaki stworzył wokół własnego
życia, w 1904 r. udał się do Francji... na piechotę, "witany po drodze z
otwartymi ramionami przez okolicznych wieśniaków, głośno śpiewając, pijany
szczęściem i wolnością". W Paryżu pozostał przez 53 lata - aż do śmierci.
Jego nowatorska i wysublimowana sztuka, z elementami prymitywizmu i abstrakcji,
była dla rzeźby równie ważna, co twórczość Picassa dla malarstwa. Wespół
z Marcelem Duchampem, Picabią, Légerem czy Modiglianim tworzył awangardową
sztukę modernizmu.
"Gdziekolwiek przebywał, wszystko musiało być białe. Nosił białe ubrania,
jego broda była już wtedy biała. Miał dwa białe psy, które karmił liśćmi
sałaty pływającymi w mleku. Moje wspomnienia o Brancusim, to zawsze ta biel,
i te błyszczące, śmiejące się oczy" - pisał jego amerykański uczeń, Isamu
Noguchi. Gdyby Brancusi mógł zobaczyć londyńską wystawę byłby więc bardzo
zadowolony! Nieskazitelna biel ścian i cokołów, na których wyeksponowano
rzeźby, tworzy dla nich ascetyczne i czyste tło. Każda rzeźba umieszczona
jest na białym kręgu, jakby zachęcającym do obejścia jej dookoła. W salach
wystawowych panuje atmosfera spokoju i kontemplacji, którą sam Brancusi
przez lata kultywował w swojej pracowni na paryskim Montparnassie. Przy
skromnej Impasse Ronsin leżała biała, przestronna, pełna światła pracownia,
w której nie tylko tworzył, ale mieszkał i żył. Spał obok swoich ukochanych
dłut i pił, pośród starannie i harmonijnie ustawionych rzeźb, a wszystko
pokryte było cienką warstewką białego kamiennego pyłu. Jego ulubionymi materiałami
były jasny kamień, biały marmur, onyks lub wapień (również brąz i drewno),
z których umiał wydobyć całe ich naturalne piękno. Dla pracy twórczej poświęcił
wszystko - cały swój czas i życie osobiste. Nie związał się z żadną kobietą,
nigdy nie założył rodziny. Były dni, gdy "nie oddałby nawet 15 minut swojego
czasu za nic, co istnieje na tym świecie" - twierdził. Wokół jego osoby
powstał mit. Mit rumuńskiego wieśniaka w drewnianych chodakach, trochę ascety,
trochę mistyka, cierpliwie ciosającego i polerującego kamień w samotni swej
pracowni.
Jednak prawda była inna. Przed przyjazdem do Paryża Brancusi studiował już
w bukaresztańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Otrzymał klasyczne wykształcenie
- szczególnie interesował się filozofią Platona, która wywarła olbrzymi
wpływ na jego sztukę. Myślą przewodnią platonizmu była teoria, że rzeczywistość,
wszystkie rzeczy widzialne są tylko marnym odbiciem wiecznotrwałych i doskonałych
idei. To właśnie te idee, archetypy lub inaczej istoty rzeczy, stały się
celem mozolnej i wieloletniej pracy artysty! Brancusi spędził ponad 50 lat
na mozolnym poszukiwaniu form idealnych, najbardziej zbliżonych do bytów
doskonałych. To było jego osobiste poszukiwanie absolutu - dzieło godne
mistyka! Jakie to wszystko dalekie od mitu nieokrzesanego rumuńskiego wieśniaka!
"Rzeźbiarz jest myślicielem, a nie fotografem jakiejś absurdalnej multiformy
czy sprzecznej powierzchowności". "To co rzeczywiste, to nie zewnętrzna
forma, ale istota (esencja) rzeczy. Wychodząc od tej prawdy jest niemożliwością
wypowiedzieć coś rzeczywistego naśladując zewnętrzną powierzchowność" -
twierdził Brancusi. Wydaje się, że stąd już tylko krok do abstrakcji. Jednak
Brancusi zawsze gwałtownie bronił się przed przydomkiem rzeźbiarza abstrakcyjnego.
"Nigdy nie szukam czystej czy abstrakcyjnej formy; moim jedynym celem jest
dotrzeć do sedna (esencji) rzeczy." Jego sztuka miała się więc stać urzeczywistnieniem
filozofii. Ucieleśnieniem wyższego poziomu życia, ponad codzienną rzeczywistością.
Taka
była teoria. A praktyka? Przechadzając się po londyńskiej wystawie, z ciekawością
słuchałam komentarzy zwiedzających. Były pełne entuzjastycznych pochwał!
Rzeczywiście - rzeźby Brancusiego zachwycają. Są wysublimowane, przepięknie
rzeźbione, a właściwie polerowane, o zachwycającej gładkości i subtelności
materiału. W zmysłowej krągłości, aż proszą by je dotknąć! Do tego zastanawiają,
zaskakują, intrygują! Śpiąca muza (1909-1910), z nieskazitelnie białego
marmuru, to obły, subtelny wizerunek głowy pięknej śpiącej kobiety. Nie
jest ani portretem, ani czystym symbolem czy alegorią. Istnieje jakby ponad
czasem, jako poetycka metafora mglistego i sennego stanu. Odłączenie głowy
od ciała, jej samowystarczalność, jest jak senne oderwanie od codziennej
rzeczywistości. Owalna, jajowata forma jest kluczowa dla twórczości Brancusiego.
Była dla niego nie tylko kształtem doskonałym, ale i symbolem życia - początkiem
świata. Początek świata (1920), to zresztą nazwa innej słynnej i enigmatycznej
rzeźby, której poświęcono w Londynie całą salę. Jej punktem centralnym jest
jajowata abstrakcyjna forma z marmuru, leżąca na błyszczącym dysku z polerowanego
metalu, spoczywającym z kolei na kamiennym postumencie. Danaida (1913),
ze złoconego brązu, to wysoce stylizowany, delikatny, pełen prostoty i wdzięku
portret Mademoiselle Pogany, młodej węgierskiej studentki, którą Brancusi
poznał w 1910 r. Klasyczny tytuł z mitologii, to zapewne aluzja do archaicznej
rzeźby greckiej - jednego ze źródeł inspiracji, które, obok starożytnego
Egiptu, Cyklad, Orientu czy rumuńskiego folkloru, fascynowały artystę. W
obłej, jajowatej głowie o surowej gładkiej fryzurze, rysy modela zredukowane
są do minimum. Dominują jedynie duże, szeroko otwarte oczy. Brancusi stworzył
wiele wersji Danaidy czy portretów Mademoiselle Pogany. Notabene identyczna
Danaida, z pozłacanego brązu, pobiła w maju 2002 r. rekord najwyższej aukcyjnej
ceny zapłaconej za rzeźbę. Na licytacji w nowojorskim salonie Christie´s
osiągnęła astronomiczną sumę ponad 18 milionów dolarów!
Brancusi nieustannie powracał do tych samych motywów - głowa, tors, ptak,
pocałunek - zapewne w poszukiwaniu absolutnej perfekcji. Wystawę otwiera
jego słynny, nowatorski Pocałunek (1907-1908), wyrzeźbiony bezpośrednio
w kamieniu. To perfekcyjne zjednoczenie dwojga ludzi, to również fuzja tematu
i materii. Brancusi po raz pierwszy osiągnął tu absolutną równowagę pomiędzy
rozpoznawalną ludzką formą i materiałem, z którego powstała. Kwadratowy
blok kamienny i ciasno złączone na wieczność w miłosnym pocałunku postacie
kobiety i mężczyzny - to przecież jedno! "Artysta powinien umieć wydobyć
żywe istnienie zawarte w materii". "W sztuce tylko rzeźba jest
w stanie oddać energię zamkniętą w materiale" - pisał. Pocałunek jest
chyba najlepszym tego przykładem. Był zresztą prawdziwie rewolucyjny dla
rzeźby modernizmu. Choć tytuł i temat pochodzi od słynnej rzeźby Rodina,
w którego pracowni Brancusi krótko pracował, oba dzieła nie mogłyby się
bardziej różnić! Brancusi odrzucił XIX-wieczny naturalizm Rodina. Zamiast
modelować rzeźbę w glinie, a do ciosania kamienia używać pomocników, rzeźbił
sam, jak na rumuńskiego chłopa przystało. Surowy materiał miał u niego podstawowe
znaczenie. Brancusi przywiązywał olbrzymią wagę do naturalnej linii, koloru
i struktury kamienia. I to się czuje. Zamiast narzucać swą sztuczną formę,
harmonijnie współdziałał z materią. Jego dotknięcie jest subtelne, czasami
ledwo widoczne, podobne delikatnej pieszczocie. Co ciekawe, poświęcał równie
dużo uwagi cokołom, na których umieszczał swoje rzeźby. Zestawiał je albo
na zasadzie subtelnego podobieństwa, albo kontrastu: gładki, zimny kamień
- surowo obciosane, ciepłe drzewo. Gdzie kończy się podstawa, a zaczyna
rzeźba? Były w zamyśle artysty nierozłączne.
W 1928 r. znana rzeźba Brancusiego, Ptak w przestrzeni, stała się obiektem
głośnego skandalu. Amerykański urząd celny nałożył nań 40 % podatku wwozowego,
upierając się, że ta prawie abstrakcyjna, aerodynamiczna kreacja "nie jest
sztuką, lecz wyrobem przemysłowym", a nawet, o zgrozo!... "przyrządem kuchennym"!
Brancusi wytoczył proces amerykańskim władzom, który wygrał, przez co z
dnia na dzień znalazł się na pierwszych stronach gazet! Sztuka Brancusiego
odniosła największy sukces właśnie w Ameryce. "Bez Amerykanów nie byłbym
w stanie stworzyć tego co zrobiłem, ani nawet po prostu egzystować"
- pisał. To jego przyjaciel Marcel Duchamp pomagał w sprzedaży rzeźb Brancusiego
za oceanem. Wiele obiektów z londyńskiej wystawy przybyło właśnie z amerykańskich
kolekcji, a jej organizatorem, obok galerii Tate, jest nowojorskie Muzeum
Guggenheima.
W Londynie zobaczymy również jedną z wersji Ptaka w przestrzeni, z wypolerowanego
brązu. Pozostaje zaskakująco nowoczesny, przypominając np. aerodynamiczną
sylwetkę Concorde´a! To nie tyle wysmukły, wzbijający się w przestworza
ptak, co sam lot, oddany za pomocą smukłej formy. Motyw ptaka był Brancusiemu
szczególnie bliski. "Całe życie szukałem jednego - istoty lotu. Cóż to za
wspaniałe, latać!" - wspominał. Jego Maiastra (1912), również z błyszczącego
brązu, to archetypalny i enigmatyczny ptak rumuńskiego folkloru. Przepiękny,
wieczny, złoty ptak, którego śpiew "przewyższał wszelką ziemską muzykę",
o zdolnościach przewidywania przyszłości i uzdrawiania niewidomych. Maiastra
Brancusiego to magiczne stworzenie zbierające się do lotu. Mogłoby siedzieć
na masce luksusowego amerykańskiego automobilu z czasów stylu art deco,
niczym luksusowy bibelot. Przed zbytnią dekoracyjnością ratuje go jednak
surowa, kamienna podstawa, niczym fragment egipskiej świątyni. Ten ptak
to przecież tajemniczy symbol tryumfu wyższej, transcendentalnej potęgi.
To symbol duchowego wzlotu.
Brancusi osiągnął swój cel. Stworzył enigmatyczne, ikoniczne wizerunki,
trwające jakby poza czasem i ponad widzialną rzeczywistością. I sto lat
później jego twórczość nic nie straciła na nowoczesności. Jest nadal uniwersalna.
Zachwyca harmonią, pięknem materiału i formy oraz nieodgadniętą do dziś
tajemnicą.
Katarzyna Krzyżagórska-Pisarek
www.sztuka.pl
Tate Modern, Londyn Wystawa: Brancusi – Istota rzeczy 29 stycznia
– 23 maja 2004 r.
Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
![]() |
|